W oficjalnej narracji Jugosławia stawała się, z całym bagażem bolesnej historii, przekonywającym mesjaszem światowej walki o pokój, niosąc swoje przesłanie do odległych zakątków globu na pokładzie wyposażonego w sale audiencyjne jachtu marszałka Tito — Galeb. Na pokładzie gościli między innymi: premierzy Indii; Nehru, Gandhi, prezydent Egiptu: Naser; cesarz Etiopii: Haile Selasje; przewodniczący rządu Libii, Kaddafi; Królowa Elżbieta, sekretarze generalni; Chruszczow, Breżniew, sekretarz generalny NZ: Kurt Waldheim — oraz aktorzy: Kirk Douglas, Richard Burton, Sophia Loren, Elizabeth Taylor.
Operatorzy kroniki filmowej na pokładzie Galeba w każdej jego podróży robili dobrą robotę ukazując tłumy wiwatujące na cześć Tito w Mumbaju, Dżakarcie, Addis Adebie czy Kairze. Przypominało to późniejsze pielgrzymki Jana Pawła II — a siła tego przekazu ugruntowała dumę narodową dorastającego właśnie pokolenia Jugosłowian.
W Polsce żadna taka legenda nie była możliwa. Wiadomo było, że z niemieckim okupantem walczyła Armia Krajowa, pod rozkazami Rządu Emigracyjnego w Londynie, a komunizm na bagnetach przynieśli i siłą zainstalowali Sowieci.
W każdej dekadzie wybuchały poważne rewolty właśnie wśród robotników, którzy nominalnie rządzili państwem i co dekadę sekretarzem partii komunistycznej zostawał kolejny mierny biurokrata. Podczas ostatniej takiej rewolty do robotników przyłączyły się gotowe już do działania opozycyjne elity inteligenckie i pod przykrywką związku zawodowego powstała konkurencyjna wobec partii siła polityczna — Solidarność.
Kiedy Jugosławia zbierała ostatni słodki owoc swojego sukcesu, organizując Olimpiadę Zimową w Sarajewie — u nas trwała właściwie zimna wojna domowa. Choć stan wojenny kończył się w sensie prawnym, to pogłębiała się dotkliwa zapaść gospodarcza i impas polityczny. Zlikwidowana przez pomocników Kremla Solidarność zaczęła się odradzać — polska droga do wolności była długa i bolesna, ale w miarę prosta.
