Po przeciwnej stronie dwupasmowej drogi widzę niski blaszany dach nad peronami autobusowymi. Czy to tam? Mój pierwszy pobyt w Sarajewie zakończył się pożegnaniem z Biljaną na dworcu autobusowym obok sarajewskiej stacji kolejowej.
Nocnym autobusem miałem podróżować do Belgradu i tam wsiąść do pociągu do Warszawy. Nie było jeszcze Bijelo Dugme, nie było Selmy – ale sceneria wyglądała podobnie. Za wyjątkiem tego, że wszystko już zostało powiedziane.
Kilka dni wcześniej, nad morzem, nocą na schodkach prowadzących z kempingu na brzeg. Przez wszystkie poprzednie dni starałem się zbliżyć znowu do niej, bezskutecznie. Tym razem więc wyłożyłem kwestię szczerze, choć zbyt wiele było w tym zawodu i goryczy.
W odpowiedzi dostałem rozsądną propozycję przyjaźni, ale nie byłem na to gotowy. Pozostał żal. Dlatego tę scenę pożegnania przy autobusie, zakończoną jej przepraszającym pocałunkiem, zapamiętałem poprzez nastrój stworzony przez Micka Jaggera w niezapomnianym bluesie Roberta Johnsona – Love in Vain.
Podróży autobusem do Belgradu nie pamiętam. Ciągle mam natomiast przed oczami wcześniejszą scenę nocnego powrotu do Sarajewa znad morza: zimny księżyc odbijający się w Neretwie pomiędzy górami i głowę śpiącej Biljany na moim ramieniu.
Jedyną chwilę fizycznej, niewinnej bliskości – skradzioną przez sen. Narodziny tęsknoty. To też ten blues.
I followed her to the station, with a suitcase in my hand And I followed her to the station, with a suitcase in my hand Well, it's hard to tell, it's hard to tell, when all your love's in vain All my love's in vain Love in Vain / The Rolling Stones Myślę, że standard z roku 1937, wydany przez Rolling Stones w listopadzie 1969 roku – czyli dokładnie wtedy, kiedy Tito otwierał Skenderiję – mógł być źródłem inspiracji dla twórcy tekstu Selmy (ta jej walizka!). Album nosił tytuł Let it Bleed, a w zespole zagrał po raz pierwszy Mick Taylor, muzyk o wirtuozerskiej technice gitarowej.
Łatwo się o tym przekonać, słuchając na YT Love In Vain (Live) – Official, wykonania na scenie z roku 1971. Blues jest grany w powolnym tempie, jakby nowoorleańskiego marsza pogrzebowego. Praca kamer i oświetlenia jest równie wybitna, co sama muzyka.
Taylor i Jagger pokazywani są jak dwaj młodzi bogowie – jeden śpiewa w natchnieniu, drugi w natchnieniu gra. Jak dla mnie – jeśli świat miałby się skończyć, to niech by to było przy tym właśnie bluesie. Na płycie jest jeszcze drugi kawałek: Gimme Shelter, z piorunującą wokalizą Merry Clayton – to sama esencja potęgi rocka i jeden z najlepiej pamiętanych utworów RS.
